piątek, 31 stycznia 2014

Filmowe skojarzenia 31.01.2014

Oscary to zawsze gorący temat do dyskusji, obojętnie, czy chodzi o nagrody, czy o same nominacje. Jeszcze tak nie było, żeby wybory Akademii zadowoliły wszystkich kinomanów. Nie jesteśmy inni, też mamy swoje „ale”. Żeby nie marudzić za wiele, piszemy także o tym, za co należy szanowne gremium pochwalić.

Naszej uwadze nie mogła umknąć także premiera drugiej części „Nimfomanki”. Lars von Trier zapracował na tytuł nie tylko jednego z najciekawszych współczesnych twórców, ale też jednego z najbardziej kontrowersyjnych. Dominika i Piotr opowiedzieli, dlaczego według nich filmy tego reżysera są aż tak dużym wydarzeniem. 

Jestem za i jestem przeciw (Najlepsze i najgorsze tegoroczne oscarowe nominacje zdaniem blogerów OBF)

Reviews.blox.pl, Milczący krytyk (http://reviews.blox.pl/html)

Z Oscarami jest tak, że bardziej elektryzującymi informacjami od tych, kto został wyróżniony, są te kogo w tym roku pominięto, czy to przy nominacjach, czy samym ogłaszaniu zwycięzców, gdy nagle okazuje się, że statuetki trafiają nie do tych, którym kibicowaliśmy. Co roku jest właściwie to samo – długa lista tych, którzy nie zostali wyróżnieni, a zdecydowanie zasługiwali na zauważenie i końcowe wybory, które pozostawiają sporo do dyskusji. A i tak, mimo to, nie sposób nie interesować się nagrodami Akademii. Ten rok nie różni się od poprzednich. Znów brakuje wielu nazwisk, żeby tylko wymienić Zimmera, Thomson, czy Hanksa. Ale ja nie o tym, bo temat tego wpisu jest inny. Najlepsza i najgorsza Oscarowa nominacja. Tą pierwszą jest dla mnie wyróżnienie Leonardo DiCaprio za „Wilka z Wall Street”. I choć pewnie samej statuetki Leo nie zgarnie (oj, chciałbym się mylić), to miło go wreszcie widzieć wśród piątki najlepszych aktorów, po tym, jak przez ostatnie lata był ciągle ignorowany przez członków Akademii. Najbardziej rozczarowującą jak dla mnie nominacją jest za to wyróżnienie Sandry Bullock za rolę w "Grawitacji" (ogólnie rzecz biorąc tak duża liczba wyróżnień dla tego filmu to kompletna przesada, bo o ile od strony technicznej ta produkcja to czysta perfekcja, tak filmem jest jednak przeciętnym). Choć darzę Bullock ogromną sympatią, nijak nie uważam, by jej występ w filmie Cuarona należał do pięciu najlepszych zeszłego roku. A przecież (w teorii) nie za sympatię, a aktorskie dokonania, powinny być przyznawane nominacje/statuetki.


Salon Filmowy MN, Michał (http://salonfilmowymn.blogspot.com/)

Nominacją do Oscara, która cieszy mnie najbardziej, jest nominacja w kategorii najlepszy film dla „Kapitana Phillipsa”. Wybierałem się na ten film, oczekując zupełnie innego obrazu. To, co dostałem, przerosło moje oczekiwania. Dramat, thriller, procedural z przepięknymi zdjęciami i doskonałymi rolami drugoplanowymi. Co do Toma Hanksa z początku oceniałem jego grę pozytywnie, choć bez wielkiego zachwytu. Jednak to, co aktor zaprezentował w ostatnich minutach filmu, odbiera głos i sprawia, że nie można powstrzymać emocji. „Kapitan Phillips” to niezwykłe przeżycie!

Nominacją, która mnie najbardziej dziwi, jest ta dla „American Hustle” w tej samej kategorii, czyli dla najlepszego filmu. Ubiegłoroczny film David O. Russella i nominacje oraz wszystkie nagrody otrzymane przez ekipę „Poradnika pozytywnego myślenia” były dla mnie wielkim rozczarowaniem. „Poradnik pozytywnego myślenia” miał o wiele większy potencjał – gdyby udało się go zrealizować któremuś z reżyserów, o których pierwotnie myślano jako dowodzących produkcją – może również scenariusz byłby bardziej wierny swemu książkowemu pierwowzorowi. Akcja w powieści w pewnym momencie zmierza w zupełnie innym kierunku niż jej ekranizacja. Trudno orzec, czy to znak rozpoznawczy wielkich wytwórni, czy też inwencja reżysera, który jest również twórcą scenariusza. Czasami w Hollywood brakuje odwagi, by postawić na ryzykowną, wręcz szorstką opowieść – ale za to szczerą. Bezpieczniej jest stworzyć film, który pokrzepia, odpręża, to jedyny dysonans, o którym jednak szybko się zapomina zarówno w trakcie jak i po seansie. Identycznie oceniam w tym roku „American Hustle”. Jedyną ciekawą kreację stworzył w produkcji Christian Bale, ale poza nim w filmie rządzi przeciętność. Więc nie tylko dla najlepszego filmu, ale i większość nominacji do Oscarów dla tego filmu jest dla mnie rozczarowaniem.


Filmy według Agniechy, Agniecha (http://filmy-wedlug-agniechy.blogspot.com/)

Jak co roku mam bardzo wiele do powiedzenia w sprawie nominacji do Oscarów, a o wygranych już nawet nie wspomnę. Każdego roku rwałam sobie włosy z głowy z całkowicie rozbieżnym gustem z członkami Akademii Filmowej. W tym roku nie ma oczywiście wyjątku. Skaczę pod sufit z radości za oczywistą nominację dla: przepięknej i o dziwo ciepłej „Krainy lodu" do animacji roku; zabawnego, ale i genialnego obrazu Martina Scorsese „Wilk z Wall Street"; bardzo kameralnego, ale jakże klimatycznego „Polowania” za najlepszy film obcojęzyczny. Niemniej niektóre wybory, a czasami ich brak, były dla mnie niczym cios prosto w serce. Jak można było nominować za efekty specjalne „Jeźdźca znikąd”, całkowicie zapominając o świetnie zrobionym, kolorowych i niezwykle efekciarskim „Pacific Rim”? BOLI. Totalnie nie rozumiem również nominowania Sandry Bullock dla najlepszej aktorki. Serio? To jedynie dowodzi tego, jak słabe były role kobiece w tym roku albo jak to gust Akademii Filmowej spadł na dno.


FILM Planeta, Piotr (http://filmplaneta.blogspot.com/)

Oscary to nagrody, które rokrocznie dostarczają mi wielu emocji. Zawsze z ogromną niecierpliwością czekam na ogłoszenie nominacji do tych najważniejszych nagród w branży filmowej. W tym roku nominacje okazały się być kalką nominacji do Złotych Globów, w związku z czym raczej obyło się bez niespodzianek. Najbardziej cieszę się z ogromu nominacji dla filmu „Wilk z Wall Street”, w tym przede wszystkim dla Leonardo DiCaprio. Mam wielką nadzieję, że Akademia doceni wreszcie kunszt aktorski Leo i uda mu się w końcu trafić do grona tych najwybitniejszych, którzy posiadają już w swej kolekcji tę najbardziej prestiżową statuetkę. Największe rozczarowanie? Aż 10 nominacji dla American Hustle, który okazuje się być najbardziej przereklamowanym filmem spośród wszystkich nominowanych. Bardzo doceniam aktorstwo (w tym przede wszystkim role Lawrence i Coopera), które rzeczywiście zasługuje na docenienie, ale nominacje w kategoriach „Najlepszy scenariusz oryginalny”, „Najlepszy reżyser” i , wreszcie, „Najlepszy film” to jakieś nieporozumienie…



Filmowe Abecadło, Paweł (http://filmoweabecadlo.wordpress.com/)

Wszystkie nagrody lubię, każde wyróżnienie dla aktora szanuję, ale Oscary z roku na rok wydają mi się coraz bardziej przereklamowane. Owszem – duży prestiż, dostać Oscara to jest coś! Ale układziki i coraz dziwniejsze nominacje widać na pierwszy rzut oka. Najbardziej cieszę się z wyróżnienia Leonardo DiCaprio, który już bardzo dawno nie znalazł się w czołowej piątce, a naprawdę sobie na to zasłużył (i przeważnie zasługuje prawie każdą rolą). Cieszy również 5 nominacji do Oscara dla filmu „Ona”, a w szczególności w kategorii najlepszy film. Jednak wiąże się z tym mój osobisty, ogromny zawód. Gdzieś wśród tych wszystkich nazwisk zapodział się znakomity Joaquin Phoenix, który zasługuje na nominację już za sam fakt bycia Phoenixem. A tak poważnie rzecz ujmując, zagrał naprawdę fantastycznie, co udowadnia już w samym zwiastunie.


Wynurzenia z kinowego fotela, Dominika (http://chodznafilm.blogspot.com/)

Powyższe wypowiedzi koleżanek i kolegów zawarły wszystko, co i ja chciałam napisać – „American Hustle” przereklamowane, nominacja Sandry Bullock powinna trafić do Emmy Thompson, a jeśli Leonardo DiCaprio nie dostanie Oscara, to przyłączam się do jakiegoś ruchu oporu i idę robić rozróby na mieście (choć czuję podskórnie, że właśnie to mnie czeka). Pozwolę się sobie nie zgodzić tylko z Michałem, który kibicuje „Kapitanowi Phillipsowi”. Jasne, to niezłe kino rozrywkowe, nie jakiś gniot. Jednak nie widzę specjalnej głębi, ironii i antyamerykańskości, o których mówią ci, co porównują film z „Wrogiem numer jeden”. To zupełnie inna klasa. 

Aha, i mimo całej sympatii do Jennifer Lawrence, mam nadzieję, że NIE dostanie Oscara. To po prostu będzie nie fair w stosunku do nominowanych Julii Roberts czy Lupity Nyong'o. One wypruwają sobie flaki niemal przez cały film, Lawrence widać może 15–20 minut i tak, jest elektryzująca, ale to nie była mocno wymagająca rola. Poza tym mam też wrażenie, że duże znaczenie ma też sam jej wygląd – po prostu wygląda w „American Hustle” SZA-ŁO-WO i to chyba wpływa na nieobiektywną ocenę jej aktorstwa. ;p



Szaleństwa Larsa von Triera (premiera „Nimfomanka. Część II”)

FILM Planeta, Piotr (http://filmplaneta.blogspot.com/)

Lars von Trier od bardzo dawna zalicza się do grona moich ulubionych reżyserów. Dlaczego? Otóż obok żadnego z jego filmów nie można przejść obojętnie. Trier na zmianę zachwyca mnie („Melancholia”) i obrzydza (Antychryst), każdy z jego filmów wywołuje u mnie szereg ogromnych emocji. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że na siłę chce on być kontrowersyjny, gdyż w jego filmach fabuła zawsze znajduje się na drugim planie, a to, co zasługuje na największą uwagę, to forma. Pod tym względem Trier okazuje się być niedoścignionym – trudno znaleźć drugiego takiego, który podchodzi do produkcji filmu równie kompleksowo co on. Jeśli lubicie dzieła kompletne, w których dźwięk i obraz łączą się w jedną całość, obowiązkowo sięgnijcie po filmy Triera. I w żadnym wypadku nie zrażajcie się po pierwszym rozczarowującym seansie. Zapewniam, że z każdym kolejnym filmem zaczniecie odczytywać filmową poetykę wyrazu tego artysty.


Wynurzenia z kinowego fotela, Dominika (http://chodznafilm.blogspot.com/)

Tytuł tej części notki sugeruje, że „Nimfomanka” to kolejne szaleństwo Triera. Cóż się dziwić, skoro filmowi towarzyszy kampania reklamowa, w której zdecydowanie nadużywa się takich słów jak „kontrowersja”, „pornografia”, „skandal”. Jestem już po seansach obydwu części i mogę z ręką na sercu wszem i wobec oznajmić, że już „Życie Adeli” było bardziej pornograficzne niż „Nimfomanka”, którą nazwałabym antypornograficzną. W końcu wydźwięk scen erotycznych zależy od tego, z jaką intencją zostały nakręcone. Abdellatif Kechiche chciał pokazać piękno kobiecej miłości, więc efektem jest coś pikantnego, podniecającego; Trier natomiast traktuje seks jako źródło komizmu (pierwsza część) lub jako symbol samotności, niespełnienia i nienasycenia (część druga). Ten seks nie jest sexy. Nie jest też u Triera czymś całkiem nowym, bo:
1) widok genitaliów zapewnił nam reżyser choćby w „Antychryście”;
2) seks i mistykę połączył wcześniej w „Przełamując fale”;
3) nieudawane zbliżenia miały miejsce już na planie „Idiotów”.
Nie ma co więc szukać skandalu, bo gołe penisy to klasyczny Trier. Nie za szaleńca go mam, lecz za wizjonera (dogma, te sprawy), człowieka, który po prostu ma swoje wyobrażenie świata (owszem, dość wynaturzone) i przedstawia je w filmach bez żadnego pardonu. A że przy okazji jest erudytą, twórcą odważnym i myślącym nieszablonowo, to powstają filmy niebanalne, jedne z najciekawszych we współczesnym kinie w ogóle.


4 komentarze:

  1. Zgadzam się z większością i nie rozumiem nominacji Sandry do Oscara. Naiwnie liczę na statuetkę dla Leo. Nikt nie rozpisał się o Zniewolonym? Dla mnie film bez szału, aczkolwiek dzięki podjętej tematyce nominacje nie dziwią. Gravitacja najpewniej zgarnie "techniczne" nagrody. Jeśli chodzi o aktorkę pierwszoplanową na pewno Meryl bije Kate Blanchet na głowę. W kategorii aktor drugoplanowym duże szanse ma Jared Leto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta, ja bym powiedziała, że Zniewolony tu nie pasuje, bo jest zbyt dobry, zbyt ambitny :D (Chociaż zobaczyłam już Her i też jest naprawdę bardzo OK.) I chyba to właśnie Cate Blanchett bije na głowę całe towarzystwo, nie tylko Meryl :D Napisałam wyżej, że szkoda, że Emmę Thompson pominięto, ale teraz tak myślę, że to naprawdę nie jest ważne, bo i tak Oscara dostanie Blanchett - mogę się założyć! Zgodzę się natomiast co do Grawitacji, pewnie zdominuje nagrody techniczne. Pewnie masz też rację co do Leto, też czuję, że wpadnie mu statuetka w ręce. Nie cieszy mnie to jednak, bo to Michael Fassbender powinien ją dostać. Ale tak to już jest, że jak ktoś się zmienia fizycznie, to od razu jest postrzegany jako lepszy aktor. Dlatego też czuję, że Matthew McConaughey zabierze Oscara biednemu Leo. Leo się nie przebrał, Leo nie wygra.

      Usuń
  2. Sandra Bullock to nieporozumienie, ale Meryl Streep tez. Dla mnie to rola nienaturalna i przeszarzowana. Kibicuje za to Julii Roberts, ktora chyba pierwszy raz zrobila na mnie takie wrazenie. Zniewolony i American Hustle - bez szalu. Poki co rozwalil mnie tylko "Wilk" i czekam jak wszyscy na Oscara dla Leo, choc jest duza szansa, ze to raczej McConaughey ja zgarnie - Akademia lubi role wymagajace przemiany fizycznej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sandra Bullock to nieporozumienie, ale Meryl Streep tez. Dla mnie to rola nienaturalna i przeszarzowana. Kibicuje za to Julii Roberts, ktora chyba pierwszy raz zrobila na mnie takie wrazenie. Zniewolony i American Hustle - bez szalu. Poki co rozwalil mnie tylko "Wilk" i czekam jak wszyscy na Oscara dla Leo, choc jest duza szansa, ze to raczej McConaughey ja zgarnie - Akademia lubi role wymagajace przemiany fizycznej.

    OdpowiedzUsuń

Nagrody OBF

Filmy, które rozważamy w kontekście nagród OBF muszą mieć swoją polską premierę kinową pomiędzy 1.02.2016 a 31.01.2017 r.