Spora część z naszej
Organizacji do dziś nie może uwierzyć w tragiczną śmierć Jamesa Hornera. Wydaje
ci się, że nie znasz człowieka? Jeżeli kojarzysz choć trochę utworów z muzyki
filmowej, to prawdopodobnie część z nich skomponował właśnie Hornenr. A
najsłynniejszą piosenkę świata, „My heart will go on” Celine Dione znasz? Tak,
tak to też on! By uczcić pamięć o wybitnym kompozytorze stworzyliśmy małe
podsumowanie jego dorobku. Wybraliśmy nie tylko najlepsze soundtracki ale i
utwory, które zostaną w naszych sercach na zawsze.
10. Cena Honoru
Chyba ostatnia próba muzycznych
poszukiwań w karierze Amerykanina. Niestety podobnie jak sam film Kapura
soundtrack nie należy do najpopularniejszych. Niesłusznie. Oprócz ogranych w
twórczości Hornera rozwiązań pojawiają się nowe – muzyczne oblicza północnej
Afryki, głównie bębny i soliści, którzy wspólnie pozwalają epickiej opowieści
odpowiednio wybrzmieć („Escape” i
znakomita suita „Coward No Longer”).
Na drugim planie króluje kameralny motyw miłosny, słyszany m.in. w przyjemnym „Dance”. (Alek)
9. Wróg u Bram
Jest wiele powodów, dla których James Horner zapisał
się w historii kina oraz muzyki ale elementem, który zawsze będzie
charakteryzował jego utwory, to niesamowita przestrzeń jaką nadawał swoim
ścieżkom. Pozbawione płaskiego, współczesnego miksu, długie i transparentne symfoniczne
kolosy, których słucha się z niesamowitą wręcz satysfakcją i napięciem. Seans
"Wroga u bram" to jedna z tych pierwszych chwil w moim życiu, kiedy
na serio zacząłem zauważać świadomie muzykę w filmie i to jak ona z nim
działa. (Szymalan)
8. Avatar
„Becoming
One Of „The People”, Becoming One With Neytiri”. Lekkość, romantyzm, duch
przygody i nutka etniczności - oto recepta na utwór najlepiej oddający piękno
czystego świata, który każdy chciałby nazywać swoim. Znane nuty, ale zaserwowane w tak magicznej
oprawie, że nie mogą nie zachwycić. (Klapserka)
7. Apollo 13
Muzyczna ilustracja do filmu Rona
Howarda to jedno z najciekawszych muzycznych dokonań amerykańskiego
kompozytora. Horner idealnie wybrnął z bardzo trudnego zadania stworzenia
soundtracku do ciasnego dramatu, ograniczonego do kosmicznej kapsuły i
nasowskiej centrali w Houston. Warto zwrócić uwagę na świetne utwory „All Systems Go/ Launch” (nie pachnie
„Titanikiem”?) i „Master Alarm”. (Alek)
6. Obcy.
Decydujące starcie
„Main
Title – Aliens”.
„Obcego. Decydujące starcie” uważam za najlepszy rozrywkowy film w
historii kina więc już na starcie wszystko z nim związane punktuje podwójnie.
Horner wykorzystuje tu instrumenty symfoniczne do stworzenia ambientowej
rzeczywistości, która obezwładnia bezkresem równie mocno, jak straszliwy
kosmos, w jakim rozgrywa się akcja horroru Jamesa Camerona. Gęsia skórka
gwarantowana. (Szymalan)
Ciężki, ale klimatyczny. Ze świetnym,
kameralnym tematem głównym. (Alek)
5. Niesamowity
Spiderman
„I Can’t See You
Anymore”. Udział
Hornera w pracy nad nową wersją „Spider-Mana” był dla mnie wielkim
zaskoczeniem, jeszcze większym – efekty jego pracy. Nie sądziłam, że tę smutną
właściwie, ale bardzo dynamiczną akcję można oprawić taką delikatną, subtelną
muzyką. Choć w soundtracku do „Niesamowitego Spider-Mana” nie brakuje typowych
muzycznych „akcyjek”, to powyższy utwór doskonale oddaje ducha rzewnej,
sentymentalnej natury bohatera i tragicznej strony jego zdolności. (Klapserka)
O ile sama muzyka nie grzeszy
oryginalnością to superbohater w muzyce Hornera jest niepowtarzalny.
„Niesamowity Spiderman” idealnie współgra z nietypową wizją Webba, skupiającą
się na emocjonalnej stronie opowieści. Kwintesencją tej ścieżki niech będzie
spokojne, ale na wskroś uczuciowe „I
Can't See You Anymore”. Nie jest to score na miarę bezbłędnego szaleństwa
Zimmera w części drugiej, ale warto zapoznać się z kompozycją, którą Horner
pokazał, że Peter Parker ma „Piękny Umysł”... (Alek)
4. Apocalypto
„To
The Forest”. Postanowiłem wybrać jedną z mniej
popularnych i mniej ciepło przyjętych przez krytykę ścieżek w karierze Hornera.
Ale to własnie w Apocalypto Horner wynalazł etniczny język muzyczny, który
wykorzystał potem niemalże 1:1 w bardziej przebojowym pod względem muzycznym
"Avatarze". "Apocalypto" jest zaskakująco surowe,
powściągliwe i nie grające zbytnio na emocjach. W finałowym utworze słyszymy
nie tylko niezłe brzmienie etnicznych instrumentów ale też bardzo ujmujące
wokalizy, świetnie oddające ponury nastrój finału widowiska Gibsona. (Szymalan)
Nie rozumiem właściwie
czemu tak zimno krytyka przyjęła ten soundtrack Hornera. To bardzo niekomercyjna
muzyka, pozbawiony właściwie „action score” w najprostszym tego sformułowania
znaczeniu. W kategorii muzyki „organicznej” sprawdza się najlepiej,
zdecydowanie wybija się na tle splagiatowanego (ale i tak bardzo dobrego)
„Avatara” czy dosyć nudnej „Podróży do Nowej Ziemi”. A otwierające i zamykające
utwory wzbogacone zostały o ciekawe wokale, które nadają wszystkiemu bardzo
etniczny wymiar. (Łukasz)
3. Piękny umysł
„A
Kaleidoscope Of Mathematics”. Nie jest to utwór ani wybitny, ani
oryginalny, ale bardzo sprawnie wprowadza w historię wyjątkowego bohatera
filmu. Charakterystyczny wokal z kolei przyciąga uwagę od pierwszych dźwięków i
zostaje w uszach i pamięci przez całe lata. Zwykły niezwykły utwór, tak jak
pozornie zwykły, a niezwykły był John Nash. (Klapserka)
Dla Hornera, którego najlepsze
kompozycje to muzyka liryczna, ilustrująca dramatyczne, choć raczej intymne
sceny, oscarowy dramat Rona Howarda okazał się wprost idealnym materiałem do
pracy. Muzyka amerykańskiego twórcy ma tu wiele momentów absolutnego tryumfu –
kompletny motyw główny „A Kaleidoscope
of Mathematics”, jedno z jego najciekawszych rozwinięć w „Creating governing dynamics”, kończąc
na kapitalnym „First Drop-Off, First
Kiss”, łączącym w sobie prostotę historii z dramaturgią obecną w momentami
wybitnych „The Car Chase” i „Alicia Discovers Nash's Dark World”.
Największą wadą ścieżki jest jej wydanie – za długie i zbyt jednolite. (Alek)
Już pierwsze dźwięki
wydobywające się z otwierającego utworu „A
Kaleidoscope of Mathematics” zapowiadają dzieło nietuzinkowe. Horner
połączył przy „Pięknym umyśle” muzykę niczym z najznakomitszego filmu fantasy z
delikatnymi nutami nasuwające na myśl score autorstwa Thomasa Newmana. Stworzył
całkowicie nową jakość muzyki filmowej, która nadał całemu filmowi zupełnie
inny wymiar. (Łukasz)
2. Braveheart. Waleczne
serce
Absolutnie fantastyczny, bezbłędny
score. To właśnie muzyką do „Braveheart” Horner zajął miejsce w moim sercu na
zawsze. Co utwór to rewelacja – wzruszający, liryczny motyw główny, w
wysmakowany sposób wplecione dźwięki kobz. Wyróżnię jednak moje ulubione „Wallace Courts Murron”, „Freedom”, „For The Love of a Princess” oraz intrygujące „Revenge”. Warto wspomnieć, że soundtrack nie cierpi na typowy dla
kompozytora problem wydania, dzięki czemu odsłuchanie całej kompozycji nie
stanowi najmniejszego wyzwania. James Horner do końca kariery nie wspiął się
już na tak wysoki poziom, wszystkie jego – wcześniejsze i późniejsze – muzyczne
ilustracje były przynajmniej o klasę gorsze. (Alek)
„Wallace
Courts Murron”. Jeden z
najpiękniejszych muzycznych tematów filmowych w twórczości Jamesa Hornera i w
repertuarze całej, światowej muzyki filmowej. Przepełniony nostalgią,
romantyczny utwór jest tylko podsumowaniem wspaniałej, lirycznej partii ścieżki
dźwiękowej do filmu „Braveheart” – ścieżki wyjątkowej, sprawnie łączącej
melancholijne kompozycje z utworami akcji, znajdującej złoty środek pomiędzy
ckliwością a nadmiernym patosem, wzbogacona niezwykłymi dźwiękami instrumentów
etnicznych. (Klapserka)
Nigdy nie powstał by
oscarowy „Titanic”, gdyby nie starszy o kilka lat „Braveheart”. W „Never an absolution” czy „Hymn to the sea” słychać ewidentne
nawiązania do utworów z filmu Mela Gibsona. Nic zresztą dziwnego, bo szkockie
dźwięki są idealnym tłem (a czasami nie tylko tłem) do filmu o Williamie
Wallaceu. Mocne, wojenne action scory oraz miłosne motywy razem tworzą
przepiękną muzyczną poezję, która świetnie sprawdza się również jako dzieło
osobne. Uwielbiam słuchać tej muzyki na moich słuchawkach, dodają one również
mojemu życiu codziennemu sporo wzniosłości. A finalny utwór „Freedom” powoduje u mnie ciarki za
każdym razem. (Łukasz)
1. Titanic
James Horner do końca swojej kariery
bazował właściwie na tym, co wypracował w „Braveheart”. Oscara dostał jednak za
późniejszego „Titanica”, w którym widocznie czerpał ze swoich kompozycji z
filmu Mela Gibsona (ach, ta Szkocja...). Trudno jednak sprzeczać się z
nagrodzeniem soundtracku do cameronowej maszynki do zarabiania pieniędzy.
Kompozytor bardzo sprawnie buduje muzyczną wizytówkę widowiska, posługując się
wpadającymi w ucho, lirycznymi, melodyjnymi motywami, ale – co rzadkie w jego
przypadku – przede wszystkim szalejąc przy muzyce akcji, którą perfekcyjnie zilustrował
długą sekwencję zatonięcia statku (idealne połączenie obu zalet słyszymy w
najlepszym na płycie „Unable to Stay, Unwilling to Leave”). „Titanic”
wylądowałby w moim osobistym zestawieniu na miejscu drugim, ale koszmarnie
kiczowata piosenka Celine Dion nie pozwala mi sklasyfikować go wyżej. (Alek)
Właściwie cała
ścieżka (a istnieje nawet 4 godzinne jej wydanie) została idealnie streszczona
w tej 19 minutowej kompliacji, „Titanic
suit”. Wzruszający, rozmaszysty utwór, skupiony na lirycznych lejmotywach
skomponowanych przez Jamesa Hornera.
(Szymalan)
Absolutnie
przepiękne dzieło, moim zdaniem jeden z najwspanialszych soundtracków w ogóle.
Kompozycje Hornenr mocno wspomagały film Jamesa Camerona, dodawały scenom
dramaturgii („Unable to stay, unwilling
to leave”) oraz rozmachu („Southampton”).
Ścieżka dźwiękowa do „Titanica” stała się dziś niemal tak samo kultowa jak sam
film. Motyw główny zna każdy fan kina i nie tylko, bo przez piosenkę „My Herat will go on” Celine Dion, zna
go właściwie każdy. Soundtrack do filmu był tak popularny, że doczekał się aż
pięciu reedycji. Wszystkie warte przesłuchania. (Łukasz)
„Hymn
to the Sea”. Kwintesencja lirycznej
duszy kompozytora i szarpiące serce podsumowanie tragicznych dziejów miłości,
uczucia nowego, świeżego, zakazanego i przedwcześnie zakończonego w
najtrudniejszy i najbardziej niesprawiedliwy sposób, jaki można sobie
wyobrazić. Ścieżka przez wielu uważana za mało oryginalna, wykorzystująca znane
już z twórczości Hornera motywy, nieodmiennie jednak wzruszająca i cudownie
komponująca się ze znanym już na pamięć przez większość kinomanów obrazem.
(Klapserka)
Umarł James Horner (głębokie pokłony w jego kierunku!!!)... i umarł też ten blog? Nic się tu od lipca nie dzieje, a przecież w międzyczasie w kinach się to i owo działo. Chociażby polska "Karbala", czyli dobrze zrealizowane kino wojenne (http://merwinski.pl/karbala/), które zasługuje na pełną uwagę oraz pochwałę!!! Ale mam wrażenie, że polska blogosfera przespała tę premierę...
OdpowiedzUsuń