Organizacja
Blogów Filmowych już szósty raz przyznała swoje wyróżnienia dla najlepszych
filmów. Przyznam szczerze, że od kilku lat to właśnie te „nagrody” są dla mnie
najważniejsze i najciekawsze. Nie tylko dlatego, że sam biorę w nich udział i
mogę oddać głosy na swoich ulubieńców, ale też uważam, że jak nikt inny umiemy
zaskoczyć i docenić tych, o których pozapominały najważniejsze stowarzyszenia
czy jakieś tam Akademie J. W tym roku już na etapie nominacji
pojawiło się sporo niespodzianek. Niemalże w każdej kategorii pojawiło się
miejsce dla filmów młodziutkiego Xaviera Dolana. O ile obecność „Mamy” może nie
szokowała tak bardzo, o tyle „Tom”, który przeszedł przez nasze kina
niezauważony, zaskoczył chyba każdego (zwłaszcza nominacje za muzykę i utwór).
Za
najlepszy film uznaliśmy jednak „Whiplash”. Podtrzymując tym samym tradycję, że
nie zawsze film, który zdobywa główną nagrodę, zdobywa też najwięcej nagród
(tak było rok temu z „Polowaniem” i dwa lata temu z „Nietykalnymi”). Obraz o młodym perkusiście zdobył jeszcze dwa
wyróżnienia za montaż i dla J. K. Simonsa za rolę drugoplanową.
Każdy
z nominowanych w głównej kategorii dostał jakieś wyróżnienia, z wyjątkiem
wspomnianego prze zemnie Xaviera Dolana. Jego „Mama” mimo tak licznych
nominacji przepadła w ostatecznym głosowaniu. Wielka szkoda, bo w tym roku był
to jedyny obrońca kina nieanglojęzycznego, do tego z naprawdę znakomicie
zrealizowanym obrazem. Co ciekawe
podtrzymana została też tradycja w kategorii reżyserskiej, kolejny raz
nagrodziliśmy twórcę, którego obraz nie był nawet nominowany do najważniejszej
nagrody (Richard Linklater za „Boyhood”). Wpisał się on w poczet reżyserów z
podobnymi przypadkami jak Steven McQueen i „Zniewolonym” oraz David Fincher z
„Zaginioną dziewczyną”. To tylko potwierdza, że u nas nic nigdy nie jest pewne.
W
kategoriach scenariuszowych obyło się bez niespodzianek, nagrody zgarnęli „Ona”
i „Zaginiona dziewczyna” (bezczelnie pominięta przy Oscarach). Nie chcę się
powtarzać, ale szkoda mi kolejny raz Dolana, którego scenariusz do „Mamy”
poruszał najbardziej zatwardziałych. Jednak chyba nikt się nie spodziewał, że
ktokolwiek ma szansę na wygraną w pojedynku ze Spikem Jonzem. Nagroda zasłużona
jak najbardziej. Muszę jeszcze wspomnieć o czymś, co mnie niezwykle bulwersuje,
czyli nominacji dla scenariusza „Teorii wszystkiego”. Przecież to tak koślawo
napisana historia, że włos się jeży przy projekcji tego oscarowego produkcyjniaka.
Na szczęście na samej nominacji się zakończyło (zakulisowo mogę zdradzić, że
dostał on najmniej punktów w ogóle w całym głosowaniu). Przynajmniej tyle.
Aktorsko
też obyło się bez szokujących wyborów. W kategoriach drugoplanowych wybory
zgodziły się z decyzjami Amerykańskiej Akademii Filmowej (och, jak ja trzymałem
kciuki za znakomitą Suzanne Clement!). Wygrana J.K. Simonsa, była chyba
najbardziej pewną nagroda w tym roku, cały świat filmowy jest w tej decyzji
wyjątkowo zgodny. Najlepszą aktorką pierwszoplanową wybrano Rosamund Pike za
wyrazistą rolę w „Zaginionej dziewczynie”. Mimo słabego roku dla kreacji
aktorskich (podobnie jak to miało miejsce w 2011, kiedy Natalie Portman
walczyła tylko ze sobą) nam udało się zebrać kilka świetnych występów. Bo
chociaż wygraną dla Pike można było przewidzieć, to konkurentki miała silne.
Zwłaszcza Judi Dench w świetnej kreacji z „Filomeny” i Anne Dorval z
fenomenalną formą w „Mamie”. Najciekawsza
wydawała się jednak walka u panów. Tam było wiele „oscarowych” typów. Zmienieni
nie do poznania (przerysowani?) Redmayne i McConaughey musieli ustąpić miejsca
Keatonowi. Co ciekawe w ostatecznym starciu największym zagrożeniem dla
Birdmana był Jake Gyllenhaal. Czyżby blogerzy dosyć mieli fizycznych przemian
na ekranie?
W
kategoriach muzycznych bezkonkurencyjni okazali się stali bywalcy naszych
kategorii. Hans Zimmer za „Interstellar” zdobył aż dwie nagrody (za cały
soundtrack oraz utwór „Confrield Chase”). Co daje mu aż 4 wyróżnienia i 11
nominacji w przeciągu 6 lat. Słuchacze kochają Zimmera, zwłaszcza wtedy, kiedy nie
popełnia autoplagiatów. A tak jest w przypadku tegorocznego dzieła. Dla mnie
sporym zaskoczeniem okazała się najlepsza piosenka filmowa. Karen O w skromnej
kompozycji „The Moon Song” zdeklasowała przeciwników. Daje jej to już drugie
zwycięstwo. Nie udało się to nawet Lanie Del Rey, która w tej kategorii miała
aż 2 nominacje (piosenki do filmów „Duże Oczy” i „Czarownica”). Sukcesu „Young
and beautiful” nie udało się powtórzyć.
Za
najlepsze zdjęcia nagrodę dostał Emannuell Lubezki za „Birdmana” (podobnie jak
Akademia nagradzamy go już drugi rok z rzędu). Przyznam się szczerze, że mimo
zachwytu całego świata, ja nie umiem dostrzec w zdjęciach „Birdmana” czegoś
więcej nad zwykłą ciekawostkę. Intrygujący pomysł by cały obraz wyglądał jak w
jednym ujęciu nie jest moim zdaniem niczym konkretnym uzasadniony. Dużo
bardziej zachwyciły mnie zdjęcia do „Grand Budapest Hotel” czy „Toma”, które
łączyły się z narracją filmu. Natomiast wielką radością dla mnie była nagroda
za montaż dla „Whiplash”. To jak Tom Cross niezwykle rytmicznie „pociął” film
jest godne podziwu. Siłą dzieła Chazellea jest właśnie spójna rytmika bijąca z
ekranu.
Niemal
co roku pojawia się jakaś produkcja, która zgarnia wszystkie nagrody w
„teatralnych” kategoriach jak charakteryzacja, kostiumy, scenografia („Wielki
Gatsby” czy „Hobbit. Niezwykła podróż”). W tym sezonie absolutnie
bezkonkurencyjny stał się „Grand Budapest Hotel” miażdżąc swoich przeciwników.
Unikatowymi
nagrodami w naszym zestawieniu są te blogerskie. Przyznajemy wyróżnienie dla
najlepszego filmowego bloga (nie musi być to członek OBF) i najlepszej
recenzji. W tym roku kolejny raz najlepszy okazał się blog Klapserki, czyli
Apetyt na film (klapserka.pl) . Gdzie leży źródło sukcesu Pauliny i jej bloga?
Trzeba przyznać, że w samej autorce i jej wielkim zaangażowaniu. Apetyt to
jeden z najczęściej aktualizowanych blogów filmowych, znajdziecie tu nie tylko
recenzje filmowe, ale i ciekawe analizy czy rankingi (jak chociażby coroczne
zestawienie najlepszych utworów muzyki filmowej, tworzone wspólnie z Szymalanem
z xmuza.wordpress.com). Autorka aktywnie działa też na swoim fanpagu, gdzie
utrzymuje ciągły kontakt z czytelnikami. Gratulujemy!
Na
koniec chcę jeszcze podziękować za wyróżnienie recenzji mojego brata (http://kinokbros.blogspot.com/2014/11/interstellar.html)
. Jestem dumny, że mimo rzadszych publikacji (ach ten brak czasu i lenistwo)
blogerzy docenili tekst z kowalskibros.blogspot.com.
To
na tyle. Szalenie ciekawi mnie przyszły rok. Jaki będzie? Co podbije blogerskie
serca? Nie mogę się doczekać!
Łukasz Kowalski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz