piątek, 7 lutego 2014

Filmowe skojarzenia 2014.02.07

Fałszywy pogląd, że polskie kino nie ma nic do zaoferowania, chyba szczęśliwie kieruje się już tam, gdzie jego miejsce – na śmietnik. Możemy pochwalić się nie tylko coraz większą grupką ciekawych reżyserów, ale także aktorów, którzy nie muszą mieć żadnych kompleksów w stosunku swoich kolegów po fachu z Zachodu. Obok święcącego triumfy Roberta Więckiewicza znajduje się w tym szeregu Marcin Dorociński, którego znów mamy okazję zobaczyć na dużym ekranie. Właśnie jemu poświęcamy najnowszą odsłonę naszego cyklu.

Na deser proponujemy garść refleksji od Michała, który z okazji premiery „Goltzius and the Pelican Company” zdradził, jaki jest jego ulubiony film o sztuce.

Ulubiony film z Marcinem Dorocińskim (z okazji premiery filmu „Jack Strong”)

FILM Planeta, Piotr (http://filmplaneta.blogspot.com/):

Marcin Dorociński to bezapelacyjnie jeden z najwybitniejszych współczesnych aktorów polskich. Oczywiście ma on na swoim koncie kilka wpadek (Idealny facet dla mojej dziewczyny, Kobieta, która pragnęła mężczyzny), jednak w żadnym stopniu nie przesłaniają one jego najlepszych ról. Mnie najbardziej podobał się dotychczas w „Rewersie” Borysa Lankosza – za rolę tę został zresztą nagrodzony Złotym Lwem w 2009 roku w kategorii Najlepsza drugoplanowa rola męska. Osobiście zdecydowanie bardziej wolę oglądać go w dramatach niż w komediach. W końcu jego role w „Obławie”, „Miłości” Fabickiego, „Róży” czy „Lęku wysokości” są absolutnie wybitne i zasługują na największe nagrody. Wchodzący do kin „Jack Strong” to dramat szpiegowski, czyli gatunek, w jakim jeszcze nie mieliśmy okazji oglądać tego aktora. Przyznaję, że jestem bardzo ciekawy jego kolejnego aktorskiego wcielenia i mam nadzieję, że po raz kolejny mnie nie zawiedzie.


Filmowe Abecadło, Paweł (http://filmoweabecadlo.wordpress.com/):

Marcin Dorociński jest fenomenalnym aktorem, który prezentuje międzynarodowy poziom. Grał w takich filmach jak „Rewers”, „Ogród Luizy”, „Róża”, „Obława” czy „Lęk wysokości”. Mój ulubiony film z Dorocińskim to „Miłość. Film Sławomira Fabickiego” i co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Fenomenalna historia o tytułowym uczuciu, osobistej tragedii, przepełniona mnóstwem emocji, które nawet najtwardszego potrafią wzruszyć. Poza tym jest to jeden z najlepszych filmów ubiegłego roku i przede wszystkim rewelacyjna rola Marcina Dorocińskiego. Miejmy nadzieje, że i tym razem nowe wcielenie aktora nas zaskoczy, a „Jack Strong” okaże się niemałym sukcesem!


Wynurzenia z kinowego fotela, Dominika (http://chodznafilm.blogspot.com/):

Dorociński niezaprzeczalnie jest najlepszym polskim aktorem swojego pokolenia (obok trochę starszego Roberta Więckiewicza). Spełnia wszystkie „światowe” wymogi: z powodzeniem gra zarówno w filmach ambitnych, jak i w tych czysto rozrywkowych (czego przykładem jest właśnie „Jack Strong”), nie można odmówić mu też urody i czaru. Niewiele mamy w naszym kraju nazwisk, które same w sobie są już gwarancją dobrego filmu, a Dorociński dobiera role na tyle uważnie, że pudła w zasadzie mu się nie zdarzają. Ma on tę niezwykłą umiejętność okazywania męskości i wrażliwości jednocześnie, co świetnie wykorzystał w „Róży” (to moja ulubiona kreacja). Jako Tadeusz, zdaje się jedyna całkiem pozytywna męska postać w kinie Smarzowskiego, potrafił nadać zakochaniu rys pewnej brutalności i fatalizmu, ale przy tym pozostać czułym oraz opiekuńczym mężczyzną. W „Jacku Strongu” (po przekombinowanym „Pokłosiu” Pasikowski powrócił do kina, w jakim sprawdza się najlepiej) także dobrze akcentuje ambiwalencję pułkownika Kuklińskiego: raz bywa przykładnym, wyluzowanym ojcem rodziny, a raz cholerykiem; na początku jako szpieg zachowuje się jak chłopiec, który dostał wymarzoną kolejkę na urodziny (sceny z Patrickiem Wilsonem), by później stać się zmęczonym człowiekiem, którego przygniata ciężar tajemnicy. W każdym z tych wcieleń Dorociński nie traci wiarygodności, dzięki czemu też „Jacka Stronga” można uznać za film udany (niepozbawiony scen słabszych, jakby wymuszonych, ale wciąż udany).



Najciekawszy film o sztuce (z okazji premiery „Goltzius and the Pelican Company”)

Salon Filmowy MN, Michał (http://salonfilmowymn.blogspot.com/):

Trochę nietypowo może, bo pierwszy film o sztuce, który przychodzi mi na myśl, to „Marina Abramović: artystka obecna”. Dokument o Marinie przedstawia jej drogę jako artystki. Główny wątek filmu to przygotowania do i przegląd dzieł Mariny w Museum of Modern Art (MoMA) w Nowym Jorku, którego centralnym elementem jest nowy performance zatytułowany „Artystka obecna” (The Artist is Present). Film o tym jest unikalną możliwością, aby dotrzeć ze swoim przesłaniem do szerszego grona odbiorców. Osobiście ucieszyło mnie przenikanie się sztuk – połączenie X muzy i performance’u. 

Zastanawiałem się już w trakcie trwania seansu: czym jest potrzeba sztuki? Moim zdaniem to potrzeba wyrażania siebie, swoich przeżyć i uczuć. Rodzaj autoterapii pozwalającej na przezwyciężenie wewnętrznych demonów. Tak odbieram osobę twórczyni i jej dzieła. 

Najtrudniejsze według Abramović jest nie robienie czegokolwiek. Wydaje mi się to też naturalnym etapem jej autoterapii. Zaprzestanie nieustannej samokontroli. Zrozumienie, że działanie nie zawsze jest wymagane. Wystarczy być. Rozumieć siebie i to zrozumienie dać innym ludziom. Pozwolić sobie na wyciszenie i zwolnienie tempa w otaczającym nas szalonym świecie. Z tych przesłanek wynika finalny performance, dla którego udokumentowania ten film powstał – „Artist is Present”.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nagrody OBF

Filmy, które rozważamy w kontekście nagród OBF muszą mieć swoją polską premierę kinową pomiędzy 1.02.2016 a 31.01.2017 r.