piątek, 31 stycznia 2014

Filmowe skojarzenia 31.01.2014

Oscary to zawsze gorący temat do dyskusji, obojętnie, czy chodzi o nagrody, czy o same nominacje. Jeszcze tak nie było, żeby wybory Akademii zadowoliły wszystkich kinomanów. Nie jesteśmy inni, też mamy swoje „ale”. Żeby nie marudzić za wiele, piszemy także o tym, za co należy szanowne gremium pochwalić.

Naszej uwadze nie mogła umknąć także premiera drugiej części „Nimfomanki”. Lars von Trier zapracował na tytuł nie tylko jednego z najciekawszych współczesnych twórców, ale też jednego z najbardziej kontrowersyjnych. Dominika i Piotr opowiedzieli, dlaczego według nich filmy tego reżysera są aż tak dużym wydarzeniem. 

Jestem za i jestem przeciw (Najlepsze i najgorsze tegoroczne oscarowe nominacje zdaniem blogerów OBF)

Reviews.blox.pl, Milczący krytyk (http://reviews.blox.pl/html)

Z Oscarami jest tak, że bardziej elektryzującymi informacjami od tych, kto został wyróżniony, są te kogo w tym roku pominięto, czy to przy nominacjach, czy samym ogłaszaniu zwycięzców, gdy nagle okazuje się, że statuetki trafiają nie do tych, którym kibicowaliśmy. Co roku jest właściwie to samo – długa lista tych, którzy nie zostali wyróżnieni, a zdecydowanie zasługiwali na zauważenie i końcowe wybory, które pozostawiają sporo do dyskusji. A i tak, mimo to, nie sposób nie interesować się nagrodami Akademii. Ten rok nie różni się od poprzednich. Znów brakuje wielu nazwisk, żeby tylko wymienić Zimmera, Thomson, czy Hanksa. Ale ja nie o tym, bo temat tego wpisu jest inny. Najlepsza i najgorsza Oscarowa nominacja. Tą pierwszą jest dla mnie wyróżnienie Leonardo DiCaprio za „Wilka z Wall Street”. I choć pewnie samej statuetki Leo nie zgarnie (oj, chciałbym się mylić), to miło go wreszcie widzieć wśród piątki najlepszych aktorów, po tym, jak przez ostatnie lata był ciągle ignorowany przez członków Akademii. Najbardziej rozczarowującą jak dla mnie nominacją jest za to wyróżnienie Sandry Bullock za rolę w "Grawitacji" (ogólnie rzecz biorąc tak duża liczba wyróżnień dla tego filmu to kompletna przesada, bo o ile od strony technicznej ta produkcja to czysta perfekcja, tak filmem jest jednak przeciętnym). Choć darzę Bullock ogromną sympatią, nijak nie uważam, by jej występ w filmie Cuarona należał do pięciu najlepszych zeszłego roku. A przecież (w teorii) nie za sympatię, a aktorskie dokonania, powinny być przyznawane nominacje/statuetki.


Salon Filmowy MN, Michał (http://salonfilmowymn.blogspot.com/)

Nominacją do Oscara, która cieszy mnie najbardziej, jest nominacja w kategorii najlepszy film dla „Kapitana Phillipsa”. Wybierałem się na ten film, oczekując zupełnie innego obrazu. To, co dostałem, przerosło moje oczekiwania. Dramat, thriller, procedural z przepięknymi zdjęciami i doskonałymi rolami drugoplanowymi. Co do Toma Hanksa z początku oceniałem jego grę pozytywnie, choć bez wielkiego zachwytu. Jednak to, co aktor zaprezentował w ostatnich minutach filmu, odbiera głos i sprawia, że nie można powstrzymać emocji. „Kapitan Phillips” to niezwykłe przeżycie!

Nominacją, która mnie najbardziej dziwi, jest ta dla „American Hustle” w tej samej kategorii, czyli dla najlepszego filmu. Ubiegłoroczny film David O. Russella i nominacje oraz wszystkie nagrody otrzymane przez ekipę „Poradnika pozytywnego myślenia” były dla mnie wielkim rozczarowaniem. „Poradnik pozytywnego myślenia” miał o wiele większy potencjał – gdyby udało się go zrealizować któremuś z reżyserów, o których pierwotnie myślano jako dowodzących produkcją – może również scenariusz byłby bardziej wierny swemu książkowemu pierwowzorowi. Akcja w powieści w pewnym momencie zmierza w zupełnie innym kierunku niż jej ekranizacja. Trudno orzec, czy to znak rozpoznawczy wielkich wytwórni, czy też inwencja reżysera, który jest również twórcą scenariusza. Czasami w Hollywood brakuje odwagi, by postawić na ryzykowną, wręcz szorstką opowieść – ale za to szczerą. Bezpieczniej jest stworzyć film, który pokrzepia, odpręża, to jedyny dysonans, o którym jednak szybko się zapomina zarówno w trakcie jak i po seansie. Identycznie oceniam w tym roku „American Hustle”. Jedyną ciekawą kreację stworzył w produkcji Christian Bale, ale poza nim w filmie rządzi przeciętność. Więc nie tylko dla najlepszego filmu, ale i większość nominacji do Oscarów dla tego filmu jest dla mnie rozczarowaniem.


Filmy według Agniechy, Agniecha (http://filmy-wedlug-agniechy.blogspot.com/)

Jak co roku mam bardzo wiele do powiedzenia w sprawie nominacji do Oscarów, a o wygranych już nawet nie wspomnę. Każdego roku rwałam sobie włosy z głowy z całkowicie rozbieżnym gustem z członkami Akademii Filmowej. W tym roku nie ma oczywiście wyjątku. Skaczę pod sufit z radości za oczywistą nominację dla: przepięknej i o dziwo ciepłej „Krainy lodu" do animacji roku; zabawnego, ale i genialnego obrazu Martina Scorsese „Wilk z Wall Street"; bardzo kameralnego, ale jakże klimatycznego „Polowania” za najlepszy film obcojęzyczny. Niemniej niektóre wybory, a czasami ich brak, były dla mnie niczym cios prosto w serce. Jak można było nominować za efekty specjalne „Jeźdźca znikąd”, całkowicie zapominając o świetnie zrobionym, kolorowych i niezwykle efekciarskim „Pacific Rim”? BOLI. Totalnie nie rozumiem również nominowania Sandry Bullock dla najlepszej aktorki. Serio? To jedynie dowodzi tego, jak słabe były role kobiece w tym roku albo jak to gust Akademii Filmowej spadł na dno.


FILM Planeta, Piotr (http://filmplaneta.blogspot.com/)

Oscary to nagrody, które rokrocznie dostarczają mi wielu emocji. Zawsze z ogromną niecierpliwością czekam na ogłoszenie nominacji do tych najważniejszych nagród w branży filmowej. W tym roku nominacje okazały się być kalką nominacji do Złotych Globów, w związku z czym raczej obyło się bez niespodzianek. Najbardziej cieszę się z ogromu nominacji dla filmu „Wilk z Wall Street”, w tym przede wszystkim dla Leonardo DiCaprio. Mam wielką nadzieję, że Akademia doceni wreszcie kunszt aktorski Leo i uda mu się w końcu trafić do grona tych najwybitniejszych, którzy posiadają już w swej kolekcji tę najbardziej prestiżową statuetkę. Największe rozczarowanie? Aż 10 nominacji dla American Hustle, który okazuje się być najbardziej przereklamowanym filmem spośród wszystkich nominowanych. Bardzo doceniam aktorstwo (w tym przede wszystkim role Lawrence i Coopera), które rzeczywiście zasługuje na docenienie, ale nominacje w kategoriach „Najlepszy scenariusz oryginalny”, „Najlepszy reżyser” i , wreszcie, „Najlepszy film” to jakieś nieporozumienie…



Filmowe Abecadło, Paweł (http://filmoweabecadlo.wordpress.com/)

Wszystkie nagrody lubię, każde wyróżnienie dla aktora szanuję, ale Oscary z roku na rok wydają mi się coraz bardziej przereklamowane. Owszem – duży prestiż, dostać Oscara to jest coś! Ale układziki i coraz dziwniejsze nominacje widać na pierwszy rzut oka. Najbardziej cieszę się z wyróżnienia Leonardo DiCaprio, który już bardzo dawno nie znalazł się w czołowej piątce, a naprawdę sobie na to zasłużył (i przeważnie zasługuje prawie każdą rolą). Cieszy również 5 nominacji do Oscara dla filmu „Ona”, a w szczególności w kategorii najlepszy film. Jednak wiąże się z tym mój osobisty, ogromny zawód. Gdzieś wśród tych wszystkich nazwisk zapodział się znakomity Joaquin Phoenix, który zasługuje na nominację już za sam fakt bycia Phoenixem. A tak poważnie rzecz ujmując, zagrał naprawdę fantastycznie, co udowadnia już w samym zwiastunie.


Wynurzenia z kinowego fotela, Dominika (http://chodznafilm.blogspot.com/)

Powyższe wypowiedzi koleżanek i kolegów zawarły wszystko, co i ja chciałam napisać – „American Hustle” przereklamowane, nominacja Sandry Bullock powinna trafić do Emmy Thompson, a jeśli Leonardo DiCaprio nie dostanie Oscara, to przyłączam się do jakiegoś ruchu oporu i idę robić rozróby na mieście (choć czuję podskórnie, że właśnie to mnie czeka). Pozwolę się sobie nie zgodzić tylko z Michałem, który kibicuje „Kapitanowi Phillipsowi”. Jasne, to niezłe kino rozrywkowe, nie jakiś gniot. Jednak nie widzę specjalnej głębi, ironii i antyamerykańskości, o których mówią ci, co porównują film z „Wrogiem numer jeden”. To zupełnie inna klasa. 

Aha, i mimo całej sympatii do Jennifer Lawrence, mam nadzieję, że NIE dostanie Oscara. To po prostu będzie nie fair w stosunku do nominowanych Julii Roberts czy Lupity Nyong'o. One wypruwają sobie flaki niemal przez cały film, Lawrence widać może 15–20 minut i tak, jest elektryzująca, ale to nie była mocno wymagająca rola. Poza tym mam też wrażenie, że duże znaczenie ma też sam jej wygląd – po prostu wygląda w „American Hustle” SZA-ŁO-WO i to chyba wpływa na nieobiektywną ocenę jej aktorstwa. ;p



Szaleństwa Larsa von Triera (premiera „Nimfomanka. Część II”)

FILM Planeta, Piotr (http://filmplaneta.blogspot.com/)

Lars von Trier od bardzo dawna zalicza się do grona moich ulubionych reżyserów. Dlaczego? Otóż obok żadnego z jego filmów nie można przejść obojętnie. Trier na zmianę zachwyca mnie („Melancholia”) i obrzydza (Antychryst), każdy z jego filmów wywołuje u mnie szereg ogromnych emocji. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że na siłę chce on być kontrowersyjny, gdyż w jego filmach fabuła zawsze znajduje się na drugim planie, a to, co zasługuje na największą uwagę, to forma. Pod tym względem Trier okazuje się być niedoścignionym – trudno znaleźć drugiego takiego, który podchodzi do produkcji filmu równie kompleksowo co on. Jeśli lubicie dzieła kompletne, w których dźwięk i obraz łączą się w jedną całość, obowiązkowo sięgnijcie po filmy Triera. I w żadnym wypadku nie zrażajcie się po pierwszym rozczarowującym seansie. Zapewniam, że z każdym kolejnym filmem zaczniecie odczytywać filmową poetykę wyrazu tego artysty.


Wynurzenia z kinowego fotela, Dominika (http://chodznafilm.blogspot.com/)

Tytuł tej części notki sugeruje, że „Nimfomanka” to kolejne szaleństwo Triera. Cóż się dziwić, skoro filmowi towarzyszy kampania reklamowa, w której zdecydowanie nadużywa się takich słów jak „kontrowersja”, „pornografia”, „skandal”. Jestem już po seansach obydwu części i mogę z ręką na sercu wszem i wobec oznajmić, że już „Życie Adeli” było bardziej pornograficzne niż „Nimfomanka”, którą nazwałabym antypornograficzną. W końcu wydźwięk scen erotycznych zależy od tego, z jaką intencją zostały nakręcone. Abdellatif Kechiche chciał pokazać piękno kobiecej miłości, więc efektem jest coś pikantnego, podniecającego; Trier natomiast traktuje seks jako źródło komizmu (pierwsza część) lub jako symbol samotności, niespełnienia i nienasycenia (część druga). Ten seks nie jest sexy. Nie jest też u Triera czymś całkiem nowym, bo:
1) widok genitaliów zapewnił nam reżyser choćby w „Antychryście”;
2) seks i mistykę połączył wcześniej w „Przełamując fale”;
3) nieudawane zbliżenia miały miejsce już na planie „Idiotów”.
Nie ma co więc szukać skandalu, bo gołe penisy to klasyczny Trier. Nie za szaleńca go mam, lecz za wizjonera (dogma, te sprawy), człowieka, który po prostu ma swoje wyobrażenie świata (owszem, dość wynaturzone) i przedstawia je w filmach bez żadnego pardonu. A że przy okazji jest erudytą, twórcą odważnym i myślącym nieszablonowo, to powstają filmy niebanalne, jedne z najciekawszych we współczesnym kinie w ogóle.


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Przegląd recenzji OBF, tydzień 4

Nowy tydzień rozpoczynamy od przeglądu recenzji publikowanych na blogach zrzeszonych pod logo OBF. Zapraszamy do czytania!

Filmowe Abecadło

Pod Mocnym Aniołem

Filmy Smarzowskiego zawsze dają widzowi ogromną dawkę emocji, napięcia i przy okazji całkiem dobrego kina. Reżyser ma wielu swoich miłośników, którzy podziwiają jego twórczość głównie za mocny wydźwięk i ciężkie filmy, miażdżące tematyką i wydarzeniami dziejącymi się na ekranie. Na jego koncie znalazły się już takie tytuły, jak kultowe „Wesele”, „Dom zły”, „Róża” czy „Drogówka” i za każdy z nich Smarzowski został doceniony przez niejedno jury festiwalowe w Polsce. Najnowsze „Pod Mocnym Aniołem” porusza problem alkoholizmu wśród Polaków. Reżyser obrazuje ten temat naprawdę świetnie, zarówno rozbawiając, poruszając, jak i wstrząsając widza, ale niestety nie pokazuje niczego nowego. Smarzowski niczym nie potrafi zaskoczyć, a jego obraz przypomina po części jego wcześniejsze dokonania.

Pełna wersja tekstu: 


“KAŻDY, KTO ŻYJE SZCZĘŚLIWIE I SZCZĘŚLIWY UMIERA, JEST WEDŁUG MNIE BOHATEREM”

22 stycznia 2008 roku cały świat obiegła wiadomość o śmierci najlepszego aktora młodego pokolenia. Sześć lat temu odszedł na zawsze dwudziestoośmioletni Heath Ledger, australijski aktor, znany głównie z występów w “Tajemnicy Brokeback Mountain” i “Mrocznym Rycerzu”. To że zmarł za wcześnie, jest chyba najbanalniejszą rzeczą, jaką można o aktorze powiedzieć. Dzisiaj miałby 34 lata… Można gdybać czy przypadkiem nie dostałby kolejnego Oscara, następnej fenomenalnie napisanej postaci czy może nie wystąpiłby w filmie, który okazałby się najlepszą produkcją danego roku. Przeszłości się nie zmieni, jednak jedno jest pewne – wciąż uwielbiany jest przez ludzi pasjonujących się kinem, a każdy zachwyca się jego kreacjami.

Pełna wersja tekstu: 


W UKRYCIU (2013)

Kolejny polski film poruszający temat homoseksualizmu – tym razem w wojennych realiach, pomiędzy dwoma kobietami, Polką i żydówką. Realizacją tego obiecującego przedsięwzięcia zajął się Jan Kidawa-Błoński, który wyreżyserował znakomitą “Różyczkę”, nagrodzoną Złotymi Lwami dla najlepszego filmu, oraz “Skazanego na bluesa”, który okazał się ogromnym sukcesem. Biorące udział w konkursie głównym na WFF, “W ukryciu” jest kameralnym przedstawieniem wzajemnej fascynacji dwóch kobiet, z przerażającą wojną i niewiarygodnym strachem w tle, połączonym z mroczną tajemnicą, kłamstwem i śmiercią, która może nadejść w każdej chwili.

Pełna wersja tekstu: 



FILM Planeta

O filmie, który przeszywa do bólu... - Zniewolony. 12 Years a Slave (reż. Steve McQueen, 2013)

Chociaż Steve McQueen nie ma na swoim koncie jeszcze wielu filmów, wszyscy zainteresowani branżą filmową doskonale znają jego nazwisko. Zadebiutował w 2008 roku jako reżyser i scenarzysta głośnego Głodu – dramatu przedstawiającego tzw. „protest czystości” irlandzkich więźniów. Trzy lata później mieliśmy okazję oglądać Wstyd – niezwykle intymny obraz ukazujący codzienne życie seksoholika. Główną rolę w obu filmach odgrywał Michael Fassbender, aktor zdolny do poświęceń (do roli w Głodzie przeszedł na bardzo drastyczną dietę), o wielu twarzach, niebywale przekonujący we wszystkich dotychczasowych filmowych wcieleniach. Kiedy McQueen rozpoczął pracę nad swym nowym filmem, nikt nie miał wątpliwości, że i tym razem w jednej z głównych ról obsadzi Fassbendera. Jestem właśnie po seansie filmu Zniewolony. 12 Years a Slave i jedyne co mogę rzec, to że znów im się udało! 

Pełna wersja tekstu: 


American dream tylko dla cwaniaków - American Hustle (reż. David O. Russell, 2013)

Zapewne pamiętacie, że w przeglądzie produkcji nominowanych do Złotych Globów 2014 skupiłem się przede wszystkim na serialach. Nie śmiałem oceniać filmów, których jeszcze nie widziałem – w końcu premiery większości nominowanych filmów przypadły u nas na przełom stycznia i lutego. Czas jednak szybko płynie i dzięki licznym pokazom przedpremierowym pojawiła się szansa nadrobienia zaległości (zwłaszcza, że nominacje do Oscarów okazały się kalką nominacji do Złotych Globów). Bardzo ekscytowałem się możliwością wcześniejszego obejrzenia filmu American Hustle. W końcu film zdobył 7 nominacji do Złotych Globów (spośród których 4 zamieniły się w nagrody) oraz aż 10 (!) nominacji do Oscarów. Byłem przekonany, że David O. Russell stworzył dzieło wyjątkowe, jeszcze lepsze od zeszłorocznego Poradnika pozytywnego myślenia. Ależ się pomyliłem… Rzeczywistość okazała się niezwykle brutalna – American Hustle mianuję oficjalnie największym rozczarowaniem wśród tegorocznych filmów nominowanych do najważniejszych nagród branży filmowej. Dlaczego? O tym możecie przeczytać poniżej.

Pełna wersja tekstu: 



Panorama Kina

Drop Shoty, czyli minirecenzje

TYLKO BÓG WYBACZA - Ten film to jedna wielka improwizacja Refna, który nie dysponując porządnym scenariuszem podjął się karkołomnego zadania, by dociągnąć mizerną fabułę do 90 minut.
MELANCHOLIA - Ku mojemu zaskoczeniu duński filmowiec, cechujący się specyficznym stylem, do mnie przemówił. Korzystając z klisz kina katastroficznego von Trier ukazał cierpienie i depresję wynikające z faktu, że wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć.
i wiele innych...

Pełna wersja tekstu: 


Krew z krwi

Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. To stare porzekadło idealnie pasuje do nowego serialu polskiego stacji Canal+, który opowiada o burzliwych konfliktach rodzinnych, powiązaniach z mafią i dążeniu do życiowej stabilizacji wszelkimi dostępnymi środkami. Ta trzymająca w napięciu historia sensacyjna skrzyżowana z opowieścią o zdesperowanej matce postawionej na krawędzi rozpaczy to jedna z najciekawszych produkcji telewizyjnych nakręconych w Polsce w ostatnich latach. 

Pełna wersja tekstu: 




Wynurzenia z kinowego fotela

Rok 2013 w nutach (ulubione sceny muzyczne & ulubione utwory)

Moi Drodzy, mam na głowie dwie sesje, w tym trudny egzamin w najbliższą środę. Uznałam te okoliczności za idealne do tego, by zasiąść na kilka godzin przed komputerem i uraczyć Was nową notką, bez której na pewno nie mogliście żyć. Ja w każdym razie nie mogłam, poczułam palącą potrzebę podzielenia się z Wami moimi muzycznymi typami z zeszłego roku. Takiego pragnienia ignorować nie można, tym bardziej, że chodziło za mną już od pewnego czasu. Dziś rano uderzyło we mnie jak fala. Dałam się ponieść – w końcu w walce z falą nikt nie ma szans. 

Pełna wersja tekstu: 



Salon Filmowy MN

Nowe Horyzonty Tournee – część 1 (Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków, Camille Claudel 1915, Shirley – wizje rzeczywistości).

o zakończeniu ubiegłorocznego Tournée MFF T-Mobile Nowe Horyzonty zarzekałem się, że w kolejnym roku nie idę „w ciemno” na wszystkie projekcje i najpierw będę czytał o filmach prezentowanych w ramach cyklu, a dopiero potem zakupię bilety. Jak to się skończyło można było obserwować na facebookowej stronie Salonu Filmowego. Z naręczem biletów przez kolejnych siedem wieczorów zasiadaliśmy z Zuzią na widowni gliwickiego Kina Amok, żeby oglądać wybrane filmy z programu ubiegłorocznych Nowych Horyzontów. Dzisiaj przedstawiam wrażenia z 3 filmów oglądanych ponad tydzień temu w ramach Tournée.

Pełna wersja tekstu: 



Nowe Horyzonty Tournée – część 2 (Nieznajomy nad jeziorem, Chore ptaki umierają łatwo, Goltzius and The Pelican Company, Kiedy umieram)

Początkowe seanse Tournée MFF T-Mobile Nowe Horyzonty oglądane w kinie Amok w Gliwicach były znakomite. Trzy filmy opisane we wczorajszym tekście Nowe Horyzonty Tournée – część 1 (czyli Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków, Camille Claudel 1915, Shirley – wizje rzeczywistości) to kino wysokiej próby. Logika podpowiadała, że taki poziom trudno będzie utrzymać w całym programie Tournée i rzeczywiście wśród czterech seansów, o których pisze dzisiaj tylko dwa mnie zachwyciły.

Pełna wersja tekstu: 



„Pijakowi wstyd pić, ale pijakowi jeszcze gorszy wstyd: nie pić” (Pod Mocnym Aniołem)

„Oto co Encyklopedia Galactica mówi na temat alkoholu. Twierdzi, że alkohol to bezbarwna, lotna ciecz, otrzymywana w procesie fermentacji cukrów. Odnotowuje również odurzający efekt, jaki wywiera on na pewne formy życia. Przewodnik Autostopem przez Galaktykę również wspomina o alkoholu. Mówi, że najlepszy drink, jaki kiedykolwiek istniał, to Pangalaktyczny Gardłogrzmot”. choć cytat z „Autostopem przez galaktykę” Douglasa Adamsa nazbyt może jest lekki, aby zaczynać od niego opowieść o nowym filmie Wojtka Smarzowskiego, ale mimo wszystko zawiera kluczowe informacje o tym obrazie.

Pełna wersja tekstu: 



Styczniowy miszmasz - część 3 (Don Jon, The Family, Trener Bardzo osobisty)

„Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją”. Takie hasło zapożyczone z Boskiej Komedii powinno wyświetlać się przed pewnymi filmami, które są reklamowane, jako produkcje komediowe. Komedii w nich tyle co w wielkim dziele Dantego Alighieri. Czy w dzisiejszych czasach można jeszcze obejrzeć dobre komedie? Oczywiście, że można. Rzecz w tym, że niekoniecznie należy wybierać z tytułów przybliżonych w dzisiejszym miszmaszu.

Pełna wersja tekstu: 


Styczniowy miszmasz - część 4 (Labirynt, Oczy węża, Złodziej)

Klasyki z lat 80, czy współczesne produkcje? Jakie kino sensacyjne było najlepsze? Dzisiaj trzy filmy z jednego gatunku, a jednak każdy zupełnie inny. Czy można obok siebie ustawić produkcje takie jak „Labirynt”, „Oczy węża” i „Żłodziej” – każdy zrealizowany w innej epoce? I jaki będzie wynik takiej konfrontacji? O tym napisałem w dzisiejszym, czwartym już styczniowym miszmaszu.

Pełna wersja tekstu: 



Przegląd premier lutego – część 1

Luty ma tylko cztery weekendy można spodziewać się więc dużej liczby nowych filmów w każdy piątek. Ich jakość to oczywiście w wielu przypadkach kwestia drugorzędna, choć każdy kinoman znajdzie - jak zawsze - coś dla siebie. Dla mnie interesująco zapowiada się nowy film Pasikowskiego. Do tego nie można przegapić nagradzanego wielokrotnie już "Wielkiego piękna". Na koniec warto może się przyjrzeć produkcji "Matterhorn".

Pełna wersja tekstu: 


Przegląd premier lutego – część 2

Jeżeli 14 lutego przypada na piątek, to nie jest to dobry znak dla odwiedzających kino. Na początek ważna sprawa. Kino nie jest dobrym miejscem na walentynkowe randki. Niech planujący spędzić romantyczny wieczór w kinie, raczej porzucą nadzieję, na znalezienie w tym dniu ciekawego filmu lub po prostu romantycznego. Dominować będą raczej smutne opowieści, nawet dwie najciekawsze z nich: Ona i Smak Curry nie zapowiadają zbyt optymistycznego kina. Jednak tylko te filmy, chciałbym obejrzeć z listy kolejnych siedmiu premier.

Pełna wersja tekstu: 



Apetyt na film

Zniewolony. 12 Years a Slave (12 Years a Slave, 2013)

Ciężko się ogląda takie filmy. Zdumienie, przerażenie, trochę może nawet obrzydzenie i ta ogromna litość, która zawisa w próżni, bo co my właściwie dziś możemy. A przecież mogliśmy. Przecież nie byliśmy lepsi. Większość świata nie była lepsza. Tyle że nie jest tak bardzo na świeczniku, jak oni, Amerykanie. I niekoniecznie tak chętnie się z tego rozlicza i sama siebie za to nagradza. Nowy film Steve’a McQueena, czarnoskórego [sic!] Brytyjczyka (!), to kolejna, wstrząsająca i dobra, choć już nie odkrywcza spowiedź Ameryki z grzechu, który wciąż popełnia.

Pełna wersja tekstu: 


Sekretne życie Waltera Mitty (The Secret Life of Walter Mitty, 2013)

Nie lubię rozczarowań filmowych. W sumie, kto lubi? Najgorzej wcale nie jest wtedy, gdy przychodzi zderzyć się z rzekomym arcydziełem, który z arcydzielnością w naszym mniemaniu niewiele ma wspólnego. O wiele mniej przyjemne jest pozbawienie nas nadziei na zaspokojenie potrzeby kojącego, filmowego ciepła, wypływającego z mądrej, ciekawej i świeżej fabuły. A tego właśnie oczekiwałam od tego filmu. I właściwie dostałam, tyle że ciepło to wyparowało ze mnie tak szybko jak z filiżanki gorącej herbaty, a fabuła – mimo świeżości i sensowności – śmiertelnie mnie znudziła.

Pełna wersja tekstu: 


Muzyka filmowa 2013 – top 80 by Klapserka & Szymalan. Część 3 (40-21)

Trzecia i przedostatnia część rankingu muzyczno-filmowego, przygotowanego razem z Szymalanem, autorem bloga Filmowe Konkret-Słowo, to obfita zapowiedź tego, co dziać się będzie na szczycie zestawienia. Znajdziecie tu utwory, które przynajmniej jedno z nas oceniło najwyżej, a punktowo kolejne tytuły różniły się minimalnie. Są tu starzy wyjadacze (ten Hans!), filmy, filmy, które pojawiają się tu już kolejny rok z rzędu (Hobbit, Igrzyska), ale także świeżynki – piękne tegoroczne odkrycia, z którymi warto się zapoznać, a których w tej części rankingu jest chyba najwięcej. Zapraszam do słuchania.

Pełna wersja tekstu: 



Krótko o filmie

Martwica mózgu (1992)

Ogromne szczury, które wypełzły z rozbitego statku na Wyspie Czaszek gwałcą lokalne małpy. Ich potomstwo to nowy gatunek w świecie fauny: małposzczur. Samo pojawienie się tej dziwnej hybrydy nie stanowiło by problemu gdyby nie fakt, iż ugryzienie przez nowo powstałą, bądź co bądź Boską istotę, powoduje martwicę mózgu, czyli po dzisiejszemu, zarażony zmienia się w zombie... 

Pełna wersja tekstu:



Filmy według Agniechy

Dziewczyna z lilią, reż. Michel Gondry

Są takie filmy, po których obejrzeniu ciężko jest wykrztusić z siebie choć jedno słowo. Są też takie, które mamy ochotę wyłączyć już po 5 minutach seansu. W historii kinematografii nie brakuje produkcji dziwnych i dziwacznych, ale to co stworzył Michel Gondry przechodzi najśmielsze oczekiwania. Jego „Dziewczyna z lilią” to ekranizacja jednej z najpoczytniejszych powieści Borisa Viana słynącego z absurdalnych pomysłów okraszonych czarnym poczuciem humoru. 

Pełna wersja tekstu:


Dyktator, reż. Larry Charles

Amerykanie śmiali się już z własnych produkcji, a teraz mają ubaw ze swojego największego wroga. Larry Charles kpił sobie z Kazachstanu w „Boracie”, a teraz przychodzi mu śmiać się z arabskiego dykatora w filmie „Dyktator”. A któż inny nadaje się lepiej do tych prześmiewczych filmów jak nie Sacha Baron Cohen? Chyba nikt. Reżyser z ekipą scenarzystów, wśród których jest także i odtwórca głównej roli, szykuje dla widza niebywałą zabawę, w której polityczne niuanse przeplatać będą się z dowcipem i romansem.

Pełna wersja tekstu:



Reviews.blox.pl

W pijanym widzie

Najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego to nie rozrywkowa "Drogówka", w której wszystkie grzechy bohaterów zostały skontrowane przez chwilami absurdalne poczucie humoru. To bezlitosne babranie się w brudach alkoholizmu. Zarzygany, zaszczany, zasrany obraz błędnego koła napędzanego kolejnymi flaszkami, które wlewają w siebie bohaterowie. W kółko próbując stawać na nogi po przebytej terapii, i znów upijając się do niemożności, upadlając i lądując na samym dnie, na nowo trafiając do zamkniętego zakładu dla alkoholików. 

Pełna wersja tekstu:



Filmowe Konkret-Słowo

Wielki Ranking Muzyki Filmowej Klapserki i Szymalana 2013 (cz.3)

Witamy w trzeciej i ostatniej przed wielkim finałem odsłonie naszego – znaczy mojego i Klapserki (KLIK) – rankingu największych muzycznych dokonań w świecie kina, z podziałem na pojedyncze utwory. A dziś m.in. starzy wyjadacze, tacy jak Hans Zimmer, Howard Shore, czy John Williams,ale i kilka nazwisk, które mogą dopiero namieszać w swoim środowisku. Zwracamy szczególną uwagę na rozwijającego się co raz szybciej Ramina Djawadiego, ale i na Daniela Pambertona, który stał się tegorocznym odkryciem samego Ridleya Scotta. Przy trzeciej już z kolei 20stce widać już na pewno jakie soundtracki 2013 roku faworyzujemy, ale to i tak dopiero przedsmak tego, co zaprezentujemy za tydzień, kiedy poznacie utwory najlepsze z najlepszych. Zapraszamy i życzymy miłego słuchania! 

Pełna wersja tekstu:



Bracia Kowalscy

Sierpień w hrabstwie Osage

W kinie istnieje pewien typ filmów, na który chodzimy przede wszystkim ze względu na obsadę, licząc na popis aktorskich umiejętności. Do tej kategorii możemy przypisać chyba każdą produkcję, której częścią jest Meryl Streep. Podobnie jak z wchodzącą na nasze ekrany komedią „Sierpień w hrabstwie Osage”.Choć w tym przypadku producenci porywają się na spore nadużycie (delikatnie mówiąc) określając ten film komedią. 

Pełna wersja tekstu:








sobota, 25 stycznia 2014

Nowe blogi w OBF!


Z początkiem nowego roku OBF nie tylko rozwija się pod względem aktywności w tekstach, które od niedawna publikujemy dwa razy w tygodniu.  


Chcieliśmy podzielić się również radosną wiadomością, że oto do OBF dołączył kolejny blog: Mechaniczna Kulturacja. (jego twórcami są Simon, tom571 i brat Simona)







Od kilki miesięcy w OBF zrzeszone są również blogi:


Pragniemy również przypomnieć o w systemie rekrutacji do OBF. Oto najważniejsze punkty regulaminu:
1) blog kandydujący musi istnieć w sieci przynajmniej przez 6 miesięcy w chwili zgłoszenia
2) wybierają go członkowie OBF,  aby zostać przyjęty musi uzyskać większość głosów poparcia w głosowaniu
3) zgłaszać można się za pośrednictwem maila: prezes.obf@gmail.com lub pisząc wiadomość na facebookowym profilu OBF: https://www.facebook.com/pages/Organizacja-Blogów-Filmowych

Zapraszamy do współpracy!

piątek, 24 stycznia 2014

Filmowe skojarzenia. 24.01.2014

24 stycznia na polskie ekrany trafiają dwa filmy, na które czekało wielu kinomanów – „Ratując pana Banka” oraz „Sierpień w hrabstwie Osage”. Pierwszy miał być faworytem w oscarowym wyścigu, lecz niestety odpadł w przedbiegach. Czy problem tkwi w tym, że filmowe biografie to często zaledwie przeciętne produkcje, które ogląda się tylko dla fenomenalnych kreacji aktorskich? Postanowiliśmy się przyjrzeć bliżej temu podgatunkowi.

Nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć, czemu nie da się przejść obojętnie obok „Sierpnia w hrabstwie Osage”. Występującymi w nim gwiazdami można by obdzielić ze trzy filmy. Reżyserowi Johnowi Wellsowi udało się zgromadzić przed kamerą Meryl Streep, Julię Roberts, Chrisa Coopera, Ewana McGregora, Sama Sheparda, Abigail Breslin i Benedicta Cumberbatcha – to jeszcze nie koniec listy, a przecież już sam duet Streep-Roberts to obietnica doskonałych ról. Stąd wziął się pomysł na drugą część naszych filmowych skojarzeń, czyli rozmyślenia o aktorskich dream teamach. Czy istnieje film, którego obsada w pełni by nas ukontentowała? 


Ekranowe biografie 

Panorama Kina, Mariusz (http://panorama-kina.blogspot.com/)

Filmy biograficzne nie należą do ekscytujących gatunków filmowych – są z reguły przewidywalne. Ale istnieje jedno niekwestionowane arcydzieło, które bije na głowę wszystkie pozostałe. Mowa o „Amadeuszu” (1984) Milosa Formana. Opowieść o starciu przeciętności z geniuszem, a także o bardzo wyrafinowanej zbrodni. W rzeczywistości Salieri przyznał się dwukrotnie do zabicia Mozarta. O konflikcie kompozytorów opowiadał dramat Puszkina, opera Korsakowa, sztuka Shaffera i obraz Formana. Za każdym razem gdy ogląda się film, przychodzi do głowy myśl: ile w tym wszystkim prawdy? Pojawiają się także pytania dotyczące na przykład obsesyjnego dążenia do sławy, sukcesu, uwielbienia tłumów.

Aby moja wypowiedź na temat biografii nie była zbyt oczywista, wspomnę jeszcze o filmie mniej znanym, ale też bardzo dobrym. „Siła i honor” (2000) George'a Tillmana wygląda jak typowa opowieść z cyklu „od zera do bohatera”, ale opowiedziana i zagrana jest na tyle porządnie, że wzbudza ogromne emocje. Głównym bohaterem jest Carl Brashear, pierwszy czarnoskóry nurek głębinowy Marynarki Wojennej USA. A także pierwszy nurek, którego przywrócono do służby po amputacji nogi. Rozgrywający się w latach 50. dramat opowiada o człowieku z biednej rodziny, który walcząc z rasowymi uprzedzeniami, bezzasadną nienawiścią i absurdalną biurokracją dokonuje rzeczy niezwykłych i spełnia swoje marzenie. Jego siła i upór pozwalają mu podnieść się po każdym, nawet bardzo bolesnym, upadku. Ważnym motywem filmu są również zmieniające się na przestrzeni lat relacje między Carlem Brashearem (Cuba Gooding Jr) a twardym jak skała oficerem szkoleniowym (rewelacyjna rola Roberta De Niro).


Salon Filmowy MN, Michał (http://salonfilmowymn.blogspot.com/)

Zgadzam się całkowicie z Mariuszem, „Amadeusz” jest genialnym filmem, choć jego wartość biograficzna jest raczej niezbyt wysoka, do prawdziwych zdarzeń filmowe czasami mają się nijak. Żeby więc tak wyłącznie nie zachwalać filmów biograficznych, ja napiszę o takim, który mnie nie zachwycił. 

Debiutujący w pełnym metrażu Sacha Gervasi kreśli obraz filmowca w odrobinę innych tonach, stawiając akcenty w miejscach, o których do tej pory mało mówiono. John J. McLaughlin stworzył scenariusz na podstawie książki Stephena Rebello (który między innymi przeprowadził ostatni wywiad z Alfredem): „Alfred Hitchcock. Nieznana historia ‘Psychozy’”. Anthony Hopkins korzystając z tego materiału stworzył własną wariację na temat brytyjskiego reżysera thrillerów. Choć jego wygląd jest tylko inspirowany wizerunkiem Alfreda, to trzeba przyznać, że odtwórca odrobił lekcję i poza wyglądem tworzy postać reżysera przede wszystkim naśladowaniem mimiki, sposobu mówienia i poruszania się słynnego filmowca. Obaj panowie spotkali się raz w 1979 roku. Reżyser skomentował to zaledwie słowami: jest uroczy, jestem tego pewien, życzę Ci szczęścia – to wszystko co powiedział do aktora, który w tamtych latach grywał głównie w telewizyjnych produkcjach.

„Hitchcock” wzbudził pierwszymi zwiastunami ogromne oczekiwania, ale spełnił je w niewielkim stopniu. Debiutancki obraz Sacha Gervasi skupia się zaledwie na roku z życia człowieka, który wyreżyserował blisko 70 produkcji. Z Anthony Hopkinsem i Hellen Mirren w głównych rolach, reżyser sukces miał na wyciągnięcie ręki. Hitchcock powiedział, że telewizja sprowadziła morderstwo z powrotem do domu – tam, gdzie jego miejsce. Podobnie rzecz ma się z najnowszą opowieścią o geniuszu kina. Jest to przyzwoicie zrealizowany film telewizyjny, który dzięki głównym aktorom i na fali Oscarów trafił na wielkie ekrany. Ale najbardziej nadaje się do obejrzenia na DVD, w domowych pieleszach. Na większą uwagę niestety nie zasłużył.


Apetyt na film, Klapserka (http://klapserka.pl/)

Filmowa biografia, która zapadła mi najbardziej w pamięć? „Bez skrupułów” z Toby Jonesem w roli głównej. Film o Trumanie Capote i kulisach jego znajomości z Perrym Smithem i Dickiem Hickokiem, mordercami „z zimną krwią” i przyjaźni z inną artystką, Harper Lee (Sandra Bullock). Przejmująca, nienachalna opowieść o rodzących się uczuciach, przekraczających normy społeczne i moralne, w podwójnym tego słowa znaczeniu. Jones wyśmienicie oddał złożoną naturę swojej postaci – pisarza, dla którego prawda stała na jednej szali z pasją, a sam film to świetnie poprowadzona narracja, trzymająca tempo akcji powieści bohatera tej historii.


Film Planeta, Piotr (http://filmplaneta.blogspot.com/)

Nie wiedzieć czemu, filmy biograficzne są uznawane przez wielu widzów za te najnudniejsze. Kompletnie się z tym nie zgadzam i zawsze z wielką przyjemnością sięgam po tytuły, które mogą przybliżyć mi losy interesujących osób. Jako że moi koledzy wspomnieli już o genialnym „Amadeuszu” oraz bardzo dobrym „Hitchcocku”, ja skupię się na filmach biograficznych minionego roku, bo przecież jest ich niemało i większość z nich zasługuje na uwagę. Na mnie największe wrażenie w 2013 roku zrobiły „Wyścig” oraz „Lovelace”. Ten pierwszy przedstawia trzymającą w napięciu historię rywalizacji dwóch kierowców rajdowych, Nikiego Laudy oraz Jamesa Hunta. „Lovelace” z kolei to wciągająca i bardzo gorzka opowieść o najsłynniejszej kobiecie z branży filmów pornograficznych, pozycja obowiązkowa dla fanów Amandy Seyfried! Z innych filmów biograficznych bardzo polecam „Żelazną damę”, „J. Edgara” oraz „Iris”.


Wynurzenia z kinowego fotela, Dominika (http://chodznafilm.blogspot.com/)

Wiele z ekranowych biografii to filmy, które warto zobaczyć (czasem tylko, a czasem między innymi) dla rewelacyjnych aktorskich kreacji. Do worka „tylko” wrzucam niedawnego „Lincolna” (Daniel Day-Lewis), „Wałęsę” (Robert Więckiewicz), oraz „Żelazną damę” (Meryl Streep). Spośród tych, które oferują więcej niż świetne role, wymieniłabym „Papuszę” oraz „Control” (to moje dwa pierwsze skojarzenia). Film Krauzów to przede wszystkim piękne zdjęcia, które wspaniale korespondują z fabułą. Dalekie plany i brak zbliżeń zdradzają naturę cygańskiego taboru: mającego silne poczucie wspólnoty i przynależności do natury. Gdy małżeństwo Wajsów rzuca koczowniczy tryb życia, w kadrze zawsze z obu stron otaczają ich ściany, jakby niezależny duch cygański został stłamszony i próbował wydostać się na zewnątrz. Poza dopracowanym pomysłem artystycznym znajdziemy w „Papuszy” też nostalgiczną i brutalną opowieść o utracie wolności. Bardzo cenię również film o Ianie Curtisie, „Control”. Reżyser Anton Corbijn to przede wszystkim fotograf, co widać w doskonałej warstwie wizualnej filmu. To także ogromny fan Joy Division, tak jak ja. Po przeczytaniu książki autorstwa żony Curtisa, „Przejmujący z oddali”, wiem, że muzyk został trochę wybielony, ale i tak udało się Corbijnowi uchwycić targające nim sprzeczności. A co najważniejsze, oddać klimat Manchesteru lat 70. – posępnego hrabstwa, z którego wyrastała posępna muzyka.


Filmowe Abecadło, Paweł (http://filmoweabecadlo.wordpress.com/)

Z biografiami bywa naprawdę bardzo różnie. Jedne są po prostu słabe i bardzo odbiegają od prawdy, inne posiadają jedynie perfekcyjne kreacje aktorskie, a kolejne po prostu ujmują całokształtem. Nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że w większości przypadków biografie są męczące i po prostu nudne. Moim ulubionym obrazem z tego gatunku jest „Monster” z genialną rolą Charlize Theron. Film opowiada historię prostytutki Aileen Wuornos, która zabiła sześciu mężczyzn, w tym policjanta. Produkcja niezwykle trzyma w napięciu, emocje wzrastają z każdą minutą, a od Charlize Theron nie można oderwać wzroku, mimo że nie emanuje w tym filmie kobiecością (do tej roli przytyła około 13 kg). Ogromną sympatią dzielę również europejski „Kwiat pustyni” opowiadający o Waris Dirie, która opuszczając w młodych latach Somalię, niespodziewanie trafiła do świata mody. Wśród ulubionych biografii wymieniłbym również „Zabiłem moją matkę” – film, który inspirowany jest życiem Xaviera Dolana, reżysera produkcji. Historia obrazuje jego spięcia w kontaktach z matką oraz sam problem, jakim dla niego w młodym wieku był homoseksualizm, a raczej jego ukrywanie. Wśród ciekawych filmów biograficznych wymieniłbym również ostatniego „Kapitana Phillipsa", „Control”, ”Żelazną Damę” (chociażby ze względu na mistrzowską Meryl Streep), „Elizabeth” oraz mało znaną produkcję „Veronica Guerin” (w obu świetne role Cate Blanchett).



Aktorskie dream team

Film Planeta, Piotr (http://filmplaneta.blogspot.com/)

Niestety, ale gwiazdorska obsada wcale nie jest wyznacznikiem dobrej jakości filmu. Najlepszym tego przykładem jest tegoroczny „Adwokat” Ridleya Scotta. Choć aktorzy dwoją się i troją, aby jakoś ten film uratować, nie udaje im się. W efekcie uzyskujemy „film – wydmuszkę” ze znanymi twarzami na ekranie i kompletnie pustą zawartością (mowa tu zarówno o fabule, jak i dialogach czy montażu). Nie widziałem jeszcze filmu „Sierpień w Hrabstwie Osage”, ale sądząc po licznych nominacjach filmu do prestiżowych nagród (w tym do Złotych Globów i Oscarów), Meryl Streep i Julia Roberts raczej nie zawiodą. Jeśli lubicie dobre filmy ze znanymi aktorami, obowiązkowo sięgnijcie po „Last Vegas” (przezabawna komedia z De Niro, Kleinem, Freemanem i Douglasem). Bo „Nędzników” chyba już wszyscy widzieli, prawda?


Salon Filmowy MN, Michał (http://salonfilmowymn.blogspot.com/)

Może trochę nietypowo, bo zamiast filmowego przykładu aktorskiego dream team, podam przykład wzięty ze sztuki wystawianej w TR Warszawa.

„Anioły w Ameryce” są przejmująco smutną opowieścią o ludzkich pożegnaniach, o odchodzeniu i rozpadzie, z którego jednak może wyniknąć coś pozytywnego. Warunkiem by tak się stało, jest zdobycie się bohaterów na szczerość. Nie tylko wobec siebie wzajemnie, ale przede wszystkim względem siebie.

Choć dramaty bohaterów mogą być mało istotne dla świata, to w sztuce noszą one znamiona apokalipsy, muszą być przedstawione spektakularnie. Dlatego tak ważna jest w tej sztuce scenografia i aranżacja scenicznej przestrzeni. Są trzęsienia ziemi, zstąpienia aniołów, podróże w krainie fantazji. I okazuje się, że to wszystko jest możliwe na deskach teatru. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak inteligentnym wykorzystaniem teatralnej przestrzeni. Szybko znika umowność scenografii. Choć na widoku znajdują się już na początku przedstawienia wszystkie elementy potrzebne do zagrania całego spektaklu, to po kilku minutach razem tworzą jeden, doskonały wszechświat. Wszechświat wypełniony wybitnym aktorstwem: Maja Ostaszewska, Tomasz Tyndyk, Jacek Poniedziałek, Rafał Maćkowiak, Magdalena Cielecka, Maciej Stuhr, Stanisława Celińska, Maja Komorowska, Danuta Stenka, Andrzej Chyra, Zygmunt Malanowicz. Z taką ilością gwiazd na jednej scenie mogło być trudno o zachowanie odpowiednich proporcji. Z wymienionych aktorek i aktorów najbardziej zachwycili mnie Maja Ostaszewska, Rafał Maćkowiak i Jacek Poniedziałek. Choć miałem nie porównywać sztuki do mini serialu HBO, muszę tutaj zaznaczyć, że początkowo nie wierzyłem, że polscy aktorzy zdeklasują zachodnich kolegów, a jednak im się to udało! Gdybym dzisiaj stanął przed wyborem: obejrzeć produkcję amerykańską, czy jeszcze raz wybrać się na polskie „Anioły w Ameryce”, to wybieram drugą opcję.


Wynurzenia z kinowego fotela, Dominika (http://chodznafilm.blogspot.com/)

Film z moim aktorskim dream teamem właśnie powstaje. Na myśli mam „Knight of Cups” w reżyserii Terrence’a Malicka, który do kin trafi prawdopodobnie w roku 2015. Póki co w sieci poza kilkoma fotkami z planu trudno znaleźć o nim jakiekolwiek informacje, ale sama obsada sprawia, że jaram się jak pochodnia: grają tu uwielbiani przeze mnie Ryan Gosling, Michael Fassbender, Christian Bale i Cate Blanchett, a także już nie uwielbiane, ale wciąż lubiane Rooney Mara i Natalie Portman. Lista cenionych przeze mnie aktorów i aktorek jest jednak zbyt długa, aby jeden film pomieścił ich wszystkich. „Knight of Cups” jest blisko ideału, ale oddziela go od niego brak takich osobistości jak Brad Pitt, Joaquin Phoenix, Robert De Niro, Kate Winslet czy Nicole Kidman. Na TAKI skład jednak nie liczę – to musiałoby się dziać w jakiejś alternatywnej rzeczywistości.

W pewnym stopniu w mój aktorski dream team wpisał się zdobywca Złotego Globu w kategorii najlepszy dramat, „Zniewolony”. Fassbender co prawda powinien dostać (przynajmniej) nominację do Oscara już za „Wstyd” i to dziwne, że Akademia uznała, że jego występ w „Zniewolonym” jest bardziej wart nagrody, jednak lepiej późno niż wcale – trzymam kciuki, żeby Michael pokonał Jareda Leto. W filmie McQueena nieduże role mają też między innymi Brad Pitt, Benedict Cumberbatch i Paul Dano. Niestety postać Pitta to chyba najsłabszy element fabuły, bohater najmniej dopracowany. Cumberbatch, którego karierę także śledzę z zaciekawieniem, również nie zdążył tu w pełni rozwinąć skrzydeł i wypadł „tylko” dobrze. Natomiast jestem w szoku, jak duży potencjał ma Paul Dano i jak rzadko (choć coraz częściej) wykorzystują to reżyserzy. „Aż poleje się krew”, „Labirynt”, teraz „Zniewolony” – w każdym z tych filmów był absolutnie elektryzujący, obłąkańczo-fascynujący. Tylko czekać, aż zacznie regularnie grać role pierwszoplanowe i zbierać za nie szereg nagród.


Filmowe Abecadło, Paweł (http://filmoweabecadlo.wordpress.com/)

Mojego aktorskiego dream teamu na pewno nigdy się nie doczekam – za kamerą musiałby stanąć Xavier Dolan, a przed nią Kate Winslet, Marion Cotillard i Leonardo DiCaprio! Nazwiska nazwiskami, ale niestety w większości przypadków ich obecność w obsadzie nie do końca oddaje poziom filmu. Pierwszy przykład z brzegu? „Movie 43” i jego kilka nominacji do Złotych Malin, a w obsadzie Winslet i Jackman, którzy byli świetni, Bell, która wypadła całkiem nieźle oraz Berry, Watts, Gere, Thurman, Banks czy Butler, których role były tak ograniczone, że nic im nie udało się z nich stworzyć. Jeżeli miałbym wybierać inny dream team niż ten mój wymarzony i zapewne nigdy niespełniony, to postawiłbym na obsady „Nędzników” (Jackman, nagrodzona Oscarem Hathaway, Bohnam Carter, Baron Cohen, Seyfried, Redmayne czy Crowe), „Rzezi” (Winslet, Foster, Waltz i John C. Reilly) i średniego, ale gwiazdorskiego „Nine – Dziewięć” (Day-Lewis, Cotillard, Kidman, Hudson, Cruz, Loren czy Dench ).


Nagrody OBF

Filmy, które rozważamy w kontekście nagród OBF muszą mieć swoją polską premierę kinową pomiędzy 1.02.2016 a 31.01.2017 r.